poniedziałek, 5 września 2016

Kozie frykasy

Dzień Dobry,

Od ostatniego wpisu minęło już trochę czasu. Co ciekawe rosnąca popularność mojego bloga jest odwrotnie proporcjonalna do liczby zawartych w nim wpisów. Zdaję sobie jednak sprawę, że wielkość próby (liczby postów) jest zbyt mała, żeby tę hipotezę jednoznacznie potwierdzić, dlatego też postanowiłem spreparować kolejny artykuł.

W niniejszym wpisie żegnam się chwilowo z tak uwielbianymi przeze mnie krowami rasy Jersey i zajmę się kozami rasy mi nieznanej. Tak, tak! Opisywany przeze mnie ser będzie serem kozim.
Z kozami a raczej ich mlekiem jest taki problem, że nie wystarczy po prostu pójść do sklepu osiedlowego i poprosić panią sklepową o mleko kozie. Ciężko nawet dostać je "spod lady". Dlatego też z ekscytacją powitałem informację na fejsbukowej grupie serowarskiej o możliwości nabycia mleka koziego w pobliskiej Skawinie. God bless Facebook!

Ale dość tego bzdurzenia, ad rem. Ser, który przygotowałem jest wariacją na temat pochodzącego z Francji chèvre, który w po francusku oznacza, ni mniej ni więcej koza. Nazywam go wariacją, ponieważ jest swobodnym połączeniem dwóch przepisów. Jeden pochodził z bloga Klaudyny Hebdy http://klaudynahebda.pl/ser-kozi/. Drugi z książki Ricky Caroll pt. "Domowy wyrób sera".

Chèvre, który ja starałem się przygotować, to świeży, niewielkich rozmiarów serek o aksamitnej, a zarazem puszystej konsystencji. Jak wszystkie kozie sery ma śnieżnobiały kolor, co spowodowane jest brakiem karotenu.

Nie będę tutaj podawał szczegółowego przepisu, można znaleźć go chociażby na ww. blogu. Ten, który ja stworzyłem był raczej rodzajem prostego sera podpuszczkowego. Z końcowego efektu nie jestem do końca zadowolony, dodałem trochę za dużo podpuszczki, pospieszyłem się. Skrzep wyszedł za bardzo zbity, powinien być bardziej kremowy. Dlatego też polecam dokładnie trzymać się przepisu. Pomimo tego, po dwóch dniach przebywania w lodówce otrzymałem pyszny ser o wyczuwalnym, ale nie nachalnym kozim smaku i aromacie.

Ostatnio często spożywam moje wyroby w plenerze. Tak było i tym razem. W połączeniu z zakupionym cheddarem i małymi pomidorkami typu cherry smakował po prostu wyśmienicie.

Poniżej jak zwykle symboliczny fotoreportaż.

Sprawczynie całego zamieszania
Ser w doborowym towarzystwie

Na koniec chciałbym podziękować Pani Felicji Kot za umożliwienie zakupu mleka. Pani Felicja prowadzi gospodarstwo w uroczym miejscu położonym w podkrakowskim Radziszowie niedaleko Skawiny. Kozy ze zdjęcia powyżej to tylko niewielka część jej stada, które liczy na dzień dzisiejszy 23 sztuki.

Jak widać produkcja sera może stanowić doskonały przyczynek do poznania okolicy, w której się mieszka.

Pozdrawiam wszystkich serowarów i zachęcam do produkcji sera koziego. To zupełnie inna klasa.

Komentarze mile widziane. Oczywiście merytoryczne, pozytywne bądź krytyczne.

Bon appétit.

5 komentarzy:

  1. Pouczająca notka, z morałem! Serowar - bawi ucząc. Czy komentarze muszą być merytoryczne? Bo ja mam wiele do powiedzenia, ale niemerytorycznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. To taka przypowieść serowarska. Ten komentarz odnosił się do formy, możemy zatem przyjąć, że jest on merytoryczny:)

    OdpowiedzUsuń
  3. a ja merytorycznie chciałabym dopytać o kozy.
    czy kozy mogą ugryźć, kiedy się je rozjuczy?
    czemuż koza skacze i po co łamie nogę?
    na co kozie broda?
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak się je rozjuczy to nie gryzą, ale jak się je rozjuszy to jak najbardziej mogą ugryźć:)
    Koza ma brodę, bo ma naturę myśliciela. To oczywista oczywistość;)

    OdpowiedzUsuń