poniedziałek, 29 czerwca 2015

Biblia serowara

Dzień Dobry.

Dzisiejszy wpis jest dość nietypowy. Nie podam żadnego nowego przepisu na ser czy też wyrób seropodobny.

Chciałem Wam zaprezentować książkę, która spowodowała u mnie prawdziwy serowy zawrót głowy. Pozycję tą podrzucił mi mój przyjaciel Andrzej, jeden z najnowszych krakowskich fanów wyrobu sera (chylę czoła Andrzej).

Nie jest to zwykła książka. To prawdziwy katechizm, Biblia serowarstwa. Czterysta trzydzieści pięć stron tekstu z pierwszej połowy wieku. Dwudziestego wieku. Dokładnie z 1922 roku. Wydanie drugie poprawione, do którego dostęp otrzymałem datowane jest na rok 1951.

Tytuł tej Biblii to "Praktyczne serowarstwo". Autorem jest Jan Licznerski, wydawcą Warszawskie Wydawnictwa Techniczne. Wydrukowano w drukarni im. "Rewolucji październikowej".

Książka ta prowadzi nas od historii polskiego serowarstwa, poprzez chemiczne, biologiczne aspekty różnych rodzajów mleka, bakterii, enzymów aż do szczegółowego opisu procesu tworzenia sera.

Czyli wyjaśnia to wszystko, czego nie rozumiałem (i czego w dalszym ciągu nie rozumiem, bo książkę zdążyłem ledwo przejrzeć). Całą alchemię produkcji sera. Co z czego wynika, co na co ma wpływ. Odpowiada na szereg pytań, na które odpowiedzi nie znajdziecie w zwykłej książce, bądź blogu z przepisami (włącznie z moim blogiem).

Biblia serowarstwa
Druga część książki to szeroki przegląd różnego rodzaju serów, od miękkich, przez podpuszczkowe, aż to twardych. Poprzez sery typu limburskiego, quartirolo, ementalskie, holenderskie, parzone etc.

Smaczku niech doda fakt, że możemy napotkać się na odkurzone słownictwo serowarskie, książka wydana jest w klimacie epoki, czyli lat pięćdziesiątych.

Innymi słowy jest to pozycja dla osób, które chcą wejść w temat sera głębiej, którym nie wystarczy tylko zwykły przepis, ale które chcą zrozumieć na czym naprawdę polega produkcja sera.


sobota, 20 czerwca 2015

Na zakupach (część 1).

Dzisiejszy post będzie dość nietypowy, aczkolwiek bardzo ważny.

Jak już wspominałem, dotychczas udało mi się osiągnąć poziom serowarskiego żłobka. Nie ukrywam jednak, że moje ambicje sięgają odrobinę wyżej, powiedzmy, że minimalny poziom to przedszkole. Ponadto zakładam, że moi czytelnicy (o ile mam jakichkolwiek) są już znudzeni przepisami na bardzo proste sery.

Aby możliwe było zrobienie kroku naprzód, musimy zaopatrzyć się w różnorakie produkty. Niestety wbrew temu co myślicie, sama cytryna i mleko nie wystarczą.

Zakupy serowara są dość nietypowe. Nie przypominają wyprawy na bazarek, czy do hipermarketu, mają za to wiele wspólnego z wyprawą do laboratorium chemicznego.

I tak, do wykonania odrobinę bardziej skomplikowanych serów (ale i tak prostych), potrzebne będą enzymy i inne dziwne związki chemiczne.

To może zacznijmy od enzymów. Ich rolą w procesie produkcji sera jest ścinanie białka mlecznego, czyli kazeiny. Dokładny mechanizm ścinania białka nie jest mi znany. Z chemii byłem najgorszy w klasie, więc traktuje enzymy jako środek do celu.

Podstawową substancją zawierającą enzymy jest podpuszczka (nie poduszka). Czemu nie można zawsze używać cytryny? Szczerze mówiąc jeszcze nie wiem, ale się dowiem.
Tradycyjna podpuszczka jest enzymem otrzymywanym z czwartego żołądka cielęcia. Przyznaję, że musiałem nie uważać również na biologii, skoro fakt posiadania przez cielę czterech żołądków mnie dziwi. Na szczęście obecnie można kupić już podpuszczkę produkowaną sztucznie. Reasumując – bez enzymów nie pójdziemy dalej.

Jeszcze słówko odnośnie podpuszczki. Jaką kupić? Najlepiej taką, która łatwo się dozuje i która jest uniwersalna. Ja kupiłem taką w płynie z kroplomierzem. Jest to o tyle ważne, że dozowanie jest bardzo dokładne. Ma znaczenie, czy doda się jedną czy dwie krople podpuszczki.

Ze sklepu chemicznego możemy wyjść jeszcze z szeregiem innych przedmiotów, np. chlorkiem wapnia, bakteriami, lipazą itp. Ale zostawmy to na później.

Chociaż nie. Przyda się jednak trochę bakterii. Zauważyłem, że niektóre proste sery jak np. twaróg wymagają ich użycia. Nie do końca rozumiem chemiczny proces działania bakterii. Ogólnie zamieniają cukier mleczny w kwas. Zakwaszają mleko stwarzając lepsze warunki do koagulacji (ścinania się) mleka, potrzebne są do dojrzewania sera.

Obecnie jak w przypadku domowego wyrobu wina, można kupić już gotowe kultury starterowe. Do częściej wykorzystywanych należą: kultura starterowa MSO-11.

Opuszczamy zatem chemiczny i idziemy do działu AGD. Zaopatrujemy się tam w termometr. Chodzi o taki specjalny, długi termometr do pomiaru ciepłoty pożywienia, płynów, itp.  Jest to bardzo ważne, właściwie bardzo niewiele serów można przygotować bez użycia termometru.

Kolejnym ważnym przedmiotem jest chusta serowarska, czyli muślin. Przypomina to gazę, jest jednak mocniejsza i ma nieco gęstszy splot. Będzie nam potrzebna do odsączania sera.

Następny przedmiot z działu AGD. Przydatna może być bardzo dokładna waga ważąca z dokładnością do 0,01g.

Mogą przydać się też różnorodne formy do kształtowania sera. W końcu w sztuce kulinarnej ważny jest też wygląd. Tym bardziej, jeżeli będziemy chwalić się serem przed znajomymi, dostrzegą oni profesjonalny kształt sera.

To tylko niewielka część przedmiotów, które mogą nam się przydać. Na ten poziom zaawansowania powinno to jednak wystarczyć.

Ja wszystko kupiłem jak zwykle tutaj: serowar.pl. Choć jest pewnie jeszcze kilka innych miejsc, gdzie można zaopatrzyć swoją serowarnię.

środa, 10 czerwca 2015

Panir

Od pewnego czasu uwielbiam kuchnie hinduską. Dlatego też, kiedy natrafiłem na przepis na hinduski ser panir od razu postanowiłem go przyrządzić.

Teoretycznie jest to ser równie prosty jak ser cytrynowy, o którym już tutaj pisałem. Teoretycznie, bo zasady jego przygotowywania są podobne, jednakże odnoszę wrażenie, że nie do końca proces jego przygotowywania był zgodny z oryginalnym przepisem. Choć smak wyszedł bardzo, ale to bardzo w porządku.

Składniki podane w książce "Domowy wyrób serów":
  • 3,7 litra mleka (czyli tak naprawdę galon, myślę, że jak dacie trochę mniej lub więcej mleka to nic się nie stanie)
  • 8 łyżek soku z cytryn
Ja użyłem mleka tłustego pasteryzowanego w niskiej temperaturze, generalnie chodzi o mleko świeże. Jeżeli macie dostęp do mleka prosto od krowy albo z mlekomatu to jest to oczywiście najlepsze źródło.

Zanim podam przepis, jedna ważna uwaga. Potrzebujecie naprawdę DUŻEGO garnka. Mój miał 4 litry i chyba to była przyczyna dla której coś poszło nie do końca tak jak powinno. Mleko po prostu nie mogło się porządnie zagotować bez wykipienia i dlatego być może skrzep nie miał szans oddzielić się od serwatki tak jak to powinno być (patrz punkt 2 przepisu).

 A oto krótka instrukcja przygotowania.

  1. Gotujemy mleko i dalej podgrzewając mieszamy aby się nie przypaliło.
  2. Zmniejszamy ogień i zanim pianka na mleku opadnie dodajemy sok z cytryn. Podgrzewamy jeszcze 10-15 sekund.
  3. Zdejmujemy z ognia i delikatnie mieszamy aż utworzą się duże kawałki skrzepu. Jeżeli serwatka dalej jest mleczna, a nie przezroczysta to należy ponownie postawić garnek na ogniu lub dodać trochę koagulantu (czyli jak rozumiem soku z cytryn). Ja tak zrobiłem, bo serwatka była bardzo mleczna (patrz zdjęcie poniżej). Dodałem jeszcze troszeczkę soku z cytryn i podgrzałem łącznie około minuty. Nie wiem, czy to właściwe postępowanie, ale ser wyszedł, choć gdyby serwatka była mniej mleczna być może wyszłoby go więcej.
  4. Kiedy skrzep oddzieli się wyraźnie od serwatki a serwatka będzie przeźroczysta odstawiamy na około 10 minut do stężenia.
  5. Po 10 minutach wylewamy zawartość garnka do durszlaka wyłożonego szmatką do sera (fachowo zwanego muślinem), robimy z tego woreczek. Pozwalamy się odsączyć i odstawiamy na dwie godziny do lodówki przykryte masą około 2,5 kilograma. Może to być ciężki przedmiot, np. encyklopedia. Choć ja wybrałem garnek wypełniony wodą.
  6. Ser wyszedł zwarty. Waga około 75 dag. Można trzymać w lodówce do około 2 tygodni. Tylko po co skoro można zjeść.
Ser ten należy do kategorii serów miękkich. Można go dowolnie przyprawiać.

A wiecie co jest najlepsze? Może być on głównym składnikiem posiłku. Wystarczy połamać ser na kawałki i zjeść. Do tego wino, chleb i masło. Minimalistyczne jedzenie w najczystszej postaci.

Możemy też skorzystać z faktu, że jest to ser hinduski i podać go z sosem balti.

Smacznego. Guten Appetit. Bon appétit.

A oto krótkie fotostory:


Oto nasi bohaterowie: Mleko & Cytryna


Pani Cytryna dostała niezły wycisk.


A oto zakazany owoc tego związku: PANIR