Dzisiaj każdy musi podróżować. Im dalej i bardziej egzotycznie tym lepiej. Dlatego też nie chcąc pozostać poza stadem postanowiłem, że dzisiejszy wpis będzie miał charakter lekko podróżniczy. Tym bardziej, że mam ku temu odpowiedni pretekst, czyli kilkudniową wycieczkę na Cypr. Co prawda jak na dzisiejsze standardy ani to daleko ani egzotycznie, ale mnie cieszy nawet taka wyprawa.
Cypr to kraj mocno niejednoznaczny. Jeżeli ktoś nie jest miłośnikiem wakacji typu all-inclusive to bardzo szybko może się do niego uprzedzić. Gdyby nie napisy po grecku, które zresztą nikną wraz ze zbliżaniem się do miejsc turystycznie obleganych, ciężko byłoby się zorientować, że jesteśmy na Cyprze a nie w dowolnym innym, typowo wypoczynkowym miejscu, w tak zwanych ciepłych krajach. Rzucają się w oczy gigantyczne hotele, palmy, lokale z międzynarodową kuchnią, światowe marki, centra handlowe dokładnie takie jakie można spotkać w Polsce.
Kolejnym zaskoczeniem był dla mnie fakt, że zdecydowaną większość turystów stanowią przedstawiciele zaledwie dwóch nacji - Anglii oraz Rosji. Można nawet odnieść wrażenie, że Cypr przeszedł rozbiory gdzie najeźdźcami są obywatele dwóch wyżej wymienionych krajów.
Po zagłębieniu się trochę w historię dawną oraz najnowszą Cypru kwestia ta stała się dla mnie klarowna. Kraj ten do niedawna był bowiem kolonią angielską. Anglicy zachowali tutaj sporo wpływów oraz odcisnęli piętno widoczne chociażby w ruchu lewostronnym, wyspiarskimi wtyczkami do prądu oraz osobnymi kranami na ciepłą i zimną wodę.
Jeżeli chodzi o Rosjan to kwestia przedstawia się inaczej. Z uwagi na wspólną prawosławną religię oraz dobre stosunki z Rosją jeszcze z czasów radzieckich kraj ten jest naturalnie atrakcyjnym kierunkiem dla Rosjan, którzy chętnie lokują pieniądze w tym raju podatkowym. Dodatkowo jest to doskonały punkt zaczepienia w Unii Europejskiej. Trudno się zatem dziwić, że Rosjanie lgną to tego miejsca jak niedźwiedź do miodu.
Zresztą sami Cypryjczycy robią dużo, żeby zatracić swój charakter. Widać masowo reklamy agencji nieruchomości adresowane głównie do mieszkańców Anglii, Rosji oraz nawet Chin i krajów arabskich. Jak widać stara łacińska sentencja "pecunia non olet" doskonale się tutaj sprawdza. Szkoda, że przy okazji Cypr przestaje być Cyprem.
Na szczęście jeżeli jednak pogrzebać trochę głębiej i zejść z utartych ścieżek to rozpościera się przed nami trochę inna perspektywa. Wystarczy opuścić na chwilę wybrzeże i przejść się trochę po okolicznych wioskach, najlepiej w głąb lądu. Świat, który tam spotkamy to świat prawdziwych Cypryjczyków, mężczyzn grających w Tavli, czyli dziwną grę planszową, kobiet w czarnych chustach w cerkwii. Kraina ta nie jest tak skomercjalizowana jak turystyczne centra nad brzegiem morza. Czas płynie tam wolniej, można po po prostu usiąść w cieniu i kontemplować senną choć gorącą atmosferę miasteczek i wsi.
Zanim przejdę do części kulinarnej, krótka refleksja o samych Cypryjczykach. Jedno jest pewne, nie pozostawią oni nikogo obojętnym. Potrafią wywołać na twarzy grymas złości, aby po chwili przywołać uśmiech. Ciężko powiedzieć, która emocja przeważa.
Kilka słów zatem o lokalnej kuchni.
Jeżeli chodzi o strefę nadbrzeżną to najłatwiej zjeść tam "tradycyjną" cypryjską potrawę, czyli Fish and Chips. Jeżeli nam się to znudzi, albo dalej będziemy głodni, można nawet skonsumować steka, pizzę, hamburgera itp. . Jednak z reguły nie o takie atrakcje kulinarne nam chodzi jeżeli ruszamy się już gdzieś dalej niż poza własne osiedle.
Na szczęście można też trafić na kuchnię prawdziwie lokalną. Nam udało się spędzić dwa wieczory w najstarszej w Pafos prawdziwej tawernie, która choć nie była tania, uraczyła nas naprawdę fantastycznymi tradycyjnymi potrawami. Do najbardziej znanych należą Sheftalie, czyli pieczone kiełbaski jagnięco-wołowe, Dolmades - coś jak nasze gołąbki tylko zawijane w liście winogron, Kleftiko - duszona, mięciutka jagnięcina. Są też elementy typowe dla całego basenu morza śródziemnego jak Homous (hummus), chlebek Pita, Kebab czy Mousaka. Charakterystyczne jest używanie bardzo aromatycznych przypraw jak chociażby mięta czy kolendra. Do tego świeże chrupiące sałatki, pyszna Cyprus coffe i słodycze - Baklava i Lefkara.
Jak można się spodziewać na Cyprze wytwarzane są też genialne wina. Nie jestem tutaj ekspertem, zatem dla chcących zgłębić winny temat, zaproszę niebawem na profesjonalny blog. Proszę zatem o cierpliwość.
Ale, ale. To chyba blog serowarski więc chyba czegoś brakuje! Oczywiście, jedliśmy też sery. Cudowną kruchą fetę i fantastyczne Halloumi. Sery te wytwarza się zgodnie ze sztuką z mleka owczego oraz koziego. Jedno jest pewne, zawszę będę starał się kupować prawdziwą fetę, gdyż ta produkowana w Polsce nie ma z oryginalną wiele wspólnego.
Kilka serów przywieźliśmy do Polski. Feta szybko wylądowała w sałatce z pomidorkami, cypryjskimi oliwkami, oliwą i octem balsamicznym a halloumi oprószony miętą na grillu. Tak przygotowane halloumi smakuje cudownie.
Jeżeli wybierzemy się jeszcze kiedyś na Cypr to na pewno będzie to wyprawa w głąb wyspy tak aby móc poznać i poczuć prawdziwą duszę tego kraju. Odwiedzić winnice, kupić ser prosto od serowara, porozmawiać z ludźmi i po prostu poszwędać się. Aby jednak móc zasmakować Cypru w pełni należałoby zmusić szare komórki, żeby przyswoiły sobie choć trochę greckie oraz być może tureckie narzecze.
Halloumi zgrillowane |
Halloumi grillowane |
Opakowanie do Halloumi (gdzie jest Halloumi?) |